Ridley Scott i jego „Prometeusz” – czyli początek serii „Ósmy Obcy Pasażer Nostromo”

”Prometeusz”, czyli jak Ridleyowi Scottowi wyszedł „Ósmy obcy”

Na „Prometeusza” czekało naprawdę wiele osób, ale trzeba przyznać, że część się rozczarowała. Film jest dobrze przemyślany i na pewno wciąga, ale niewiele tu odniesień do legendarnego „Obcego”.

Widz, który natomiast przygotował się na to, że nie będzie to jako taka kontynuacja, a raczej autonomiczna historia nie powinien bać się wydać na „Prometeusza” 25 złotych. Przyciągają z pewnością znane nazwiska. Ridley Scott postawił tym razem na zjawiskową Charlize Theron oraz Michaela Fassbendera, a także Noomi Rapace, znaną z roli Lisbeth Salander w trylogii „Millenium”.

Ridley Scott

Początkowo film jest być może odrobinę zbyt filozoficzny. Grupa naukowców wyrusza „Prometeuszem” na wyprawę mającą zbadać istnienie rasy inżynierów. Każdy ma jakieś własne przemyślenia na ten temat, w dużej mierze połączone z kwestiami wiary bądź jej braku. Tak czy inaczej wkrótce przestają się tym zajmować, bo ważniejsze stanie się ratowanie skóry.

Wątki ideologiczne zresztą nie kleją się tak jak powinny i trochę brak w nich logiki. Scott postanowił mocno ograniczyć nawiązania do „Obcego”, co w gruncie rzeczy wychodzi na korzyść. Na pewno na uwagę zasługują efekty specjalne, a także całokształt, który po prostu zabawia widza i pozwala mu spędzić ponad dwie godziny w przyjemny sposób.

Wielość wątków też w pewnym sensie stanowi zaletę produkcji.